SLS i SLES w kosmetykach – fakty i mity

W ostatnich latach wokół dwóch popularnych składników kosmetycznych – SLS (Sodium Lauryl Sulfate) i SLES (Sodium Laureth Sulfate) – narosło wiele kontrowersji. W sieci można znaleźć sprzeczne informacje: jedni twierdzą, że to substancje szkodliwe, inni podkreślają ich skuteczność i bezpieczeństwo. Jak jest naprawdę? Przyjrzyjmy się faktom, opiniom ekspertów oraz sposobom, w jaki te składniki wpływają na naszą skórę i włosy.

Czym właściwie są SLS i SLES?

SLS (Sodium Lauryl Sulfate) i SLES (Sodium Laureth Sulfate) to substancje powierzchniowo czynne, czyli detergenty. Ich główne zadanie? Usunąć zanieczyszczenia i tłuszcz, spienić wodę i sprawić, by żel pod prysznic, szampon czy płyn do kąpieli skutecznie oczyszczały skórę.

Brzmi bardzo technicznie, ale w praktyce chodzi o coś prostego – SLS i SLES pomagają, by woda i tłuszcz połączyły się w jedną, spłukiwalną całość. Dzięki temu brud znika, a my czujemy się świeżo.

Co ciekawe, oba składniki są pochodnymi alkoholi tłuszczowych, które można uzyskać z naturalnych źródeł, takich jak olej kokosowy czy palmowy.

Dlaczego są tak często stosowane?

Proste – działają. SLS i SLES są tanie, skuteczne i dają obfitą pianę, której wiele osób po prostu oczekuje. Używa się ich w żelach, szamponach, mydłach, a nawet pastach do zębów.

SLES ma jednak przewagę nad SLS – jest łagodniejszy. Dzięki dodatkowej grupie etoksylowej mniej wysusza skórę, dlatego częściej spotkamy go w nowoczesnych kosmetykach.

SLS i SLES – czy naprawdę są niebezpieczne?

To jedno z najczęściej zadawanych pytań w świecie pielęgnacji. Odpowiedź jest spokojniejsza, niż sugerują nagłówki blogów: nie, SLS i SLES nie są niebezpieczne, o ile występują w odpowiednim stężeniu i w produktach spłukiwanych.

Według ustaleń Komitetu Naukowego ds. Bezpieczeństwa Konsumentów (SCCS) oraz analiz ekspertów z Cosmetic Ingredient Review (CIR), te składniki są bezpieczne, jeśli stosuje się je zgodnie z przepisami. Potwierdza to również Kosmopedia.org, podkreślając, że od dziesięcioleci nie budzą one zastrzeżeń Komisji Europejskiej ani instytucji zdrowia publicznego.

Skąd więc te wszystkie ostrzeżenia?

Źródłem zamieszania jest najczęściej czysty SLS, czyli substancja w postaci laboratoryjnej, nierozcieńczonej. Taka forma może rzeczywiście podrażniać skórę i oczy – ale w kosmetykach nigdy nie występuje w takim stężeniu!

W rzeczywistości w produktach myjących SLS i SLES łączy się z innymi składnikami łagodzącymi. To mogą być np. pantenol, gliceryna, hydrolizaty protein czy aloes. Takie połączenie skutecznie ogranicza ryzyko przesuszenia i podrażnień.

Oczywiście, jeśli Twoja skóra jest wyjątkowo wrażliwa, atopowa lub sucha, warto sięgnąć po kosmetyki oznaczone jako SLS-free – nie dlatego, że SLS to „zło wcielone”, ale dlatego, że skóra potrzebuje czegoś delikatniejszego.

Czy SLS i SLES mogą powodować raka?

Nie. To jeden z najbardziej uporczywych mitów w branży kosmetycznej. Nie istnieje ani jedno wiarygodne badanie naukowe, które potwierdzałoby rakotwórczość SLS czy SLES.

Organizacje takie jak WHO, IARC czy American Cancer Society nigdy nie zakwalifikowały tych substancji jako potencjalnie niebezpiecznych. Prawdopodobnie mit wziął się z nieporozumień wokół procesu produkcji, w którym może powstać śladowa ilość 1,4-dioksanu. Dziś jednak przemysł kosmetyczny stosuje technologie, które skutecznie usuwają tę substancję z gotowych produktów.

Jak wybierać kosmetyki świadomie?

Nie musisz rezygnować z każdego produktu zawierającego SLS czy SLES. Wystarczy odrobina świadomości:

  • Zwracaj uwagę na skład INCI – im dalej w składzie pojawia się SLS/SLES, tym niższe ich stężenie.
  • Wybieraj kosmetyki spłukiwane, nie te pozostające na skórze.
  • Szukaj dodatków łagodzących – np. aloesu, betainy, pantenolu.
  • Przetestuj alternatywy: Coco Glucoside, Decyl Glucoside czy Sodium Cocoyl Isethionate to łagodne środki myjące o naturalnym pochodzeniu.

Wiele nowoczesnych marek łączy różne typy surfaktantów, by uzyskać balans między skutecznością a delikatnością. I to właśnie jest przyszłość pielęgnacji.

Czy kosmetyki bez SLS i SLES są lepsze?

Nie zawsze. Popularne hasło „SLS-free” wygląda dobrze na etykiecie, ale nie oznacza automatycznie, że produkt jest zdrowszy. Wszystko zależy od typu skóry.

Jeśli Twoja skóra jest normalna lub tłusta – nie ma powodu, by unikać tych składników. Ale jeśli jest sucha, reaktywna lub skłonna do podrażnień, lepiej postawić na łagodniejsze formuły.

Warto pamiętać też, że niektóre naturalne detergenty mogą być mniej efektywne, co prowadzi do paradoksu – aby domyć włosy, myjemy je dłużej, co z kolei bardziej je wysusza. Złoty środek leży więc gdzieś pośrodku.

Podsumowanie: wiedza zamiast strachu

SLS i SLES to nie toksyczne zagrożenie, ale po prostu skuteczne składniki myjące. Są bezpieczne, jeśli używane zgodnie z przepisami i przeznaczeniem. Mimo to warto znać potrzeby swojej skóry – nie każdy potrzebuje mocnych detergentów.

Świadoma pielęgnacja zaczyna się od zrozumienia, co naprawdę znajduje się w Twoim kosmetyku. Nie bój się nauki – bój się marketingowych mitów.

Źródło:

Photo of author

Czarek

Dodaj komentarz